Sonntag, 18. Januar 2015

Szczęśliwe dni - Laurent Graff


Oto umarłem i zostałem pogrzebany, jakbym kiedyś żył.

Idę przez cmętarz jak ubrany turysta po plaży nudystów. Bezwstydne groby rozbierają mnie wzrokiem, odzierają w locie z lichego odzienia, liść życia włożony między stronice notatnika śmierci.

Chcę byc wolny od wszelkich więzów, neutralny uczuciowo. Jednak miłość zawsze jest pokusą, jedyną, jaka pozostaje pomimo zawodu. Zbawienie człowieka polega być może na tym nieugaszonym pragnieniu, tej upartej wierze w miłość. Najbardziej oziębła, najbardziej doświadczona przez los istota zachowuje jeszcze nadzieję na miłość.

Mireille kroi potrawy na drobne kawałeczki, ale niczego nie zjada. Pomyliłem się. Człowiek do końca będzie grał, dbał o pozory i próbował coś ukryć. Jeśli z nadejściem śmierci maski się kruszą, nigdy naprawdę nie spadają. Szczerość nigdy nie będzie całkowita. Człowiek będzie zawsze walczył, mając za jedyną broń podstęp i kłamstwo właściwe dla życia. Do ostatniego tchnienia będzie chciał przeciwstawić absurdalną godność narastającej prawdzie. Nie będzie chciał w nią uwierzyć i się z nią pogodzić, będzie wolał umrzeć wśród pozorów potwierdzających życie.

Zastanawiam się, kto przyjdzie na mój pogrzeb. Nieważne. Będą mi zarzucać cynizm i okrócieństwo, oskjarżać o brak uczuć i chłód; nie zrozumieją wszystkich moich wysiłków i cierpień ani wewnętrznego przymsu, który mnie do tego wszystkiego popycha. Gdyż gorzki cynizm nie jest celem w sobie, lecz złem koniecznym, kiedy chcemy pojąć, co kryje się za naszą nieszczęsną kondycją, lekiem znieczulającym, by wykonać operację na otwartym sercu i wyrwać flaki. Szukać człowieka w człowieku. Tylko obojętne, nieczułe oko chirurga może dać mi wolność i dystans nieodzowny do tych szalonych badań. Zresztą, jestem ich pierwszą ofiarą. Jestem żywym obiektem doświadczeń, poświęcają swoje życie na rzecz globalnej wizji. Mój pobyt w "Sycyęśliwych Dniach" musi ułatwić mi zrozumienie tego, czym jest życie człowieka, muszę odsunąć na bok wszelkie poboczne wątki i skupić się na ostatecznym. Na razie niczego jeszcze nie odkryłem, żadnego ukrytego skarbu, który mógłby nadać temu wszystkiemu jakiś możliwy do przyjęcia, szlachetny sens. Pewnie dlatego, że wyrobiłem sobie zbyt wysokie mniemanie o człowieku, czy też uparcie przypisuję mu walory, których nie posiada.

Trzeba zmierzać zarazem do tego, co najdalsze, i tego, co najbliższe nas samych, rzucić cumy, które łaczą nas ze światem i ciągnąć je za sobą po wodzie. Wówczas uwalniamy się od wszelkich wpływów i lecimy nad światem niesieni nowym wiatrem.

Zawsze byłem przeciwny eutanazji, sądząc, iż człowiek powinien przeżyć swe życie do końca, nawet w najgorszych cierpieniach. Lecz schodząc po schodach, dość stromych i niebezpiecznych dla kogoś, kto akurat ma zajęte ręce, mówię sobie, że w niektórych przypadkach można to wytłumaczyć, to zależy. Zresztą, nawet biorąc pod uwagę najgorsze, więzienie mo,że być ciekawym doświadczeniem, tak samo jak dom starców.

Miałbym sobie za złe, gdyby umarła w tych okolicznościach, w takiej sytuacji, chcąc wołać o pomoc; z drugiej strony, mogłaby to byc piękna i znamienna śmierć. Lecz zawsze umieramy brzydko, absurdalnie. Zawsze zostawiamy za sobą całą "tajemnicę życia", nigdy nie dając satysfakcjonującej lub choćby pocieszającej odpowiedzi, która mogłaby usprawiedliwić fakt naszego życia, co najwyżej fakt, że zaistnieliśmy, by przedłużyć gatunek i podtrzymać wspomnianą tajemnicę. Marne to i okrutne pocieszenie. Trzeba się z tym pogodzić, skoro nie można inaczej, w oczekiwaniu na przyjście hipotetycznego mesjasza, jego płomiennych mów, które rozjaśnią nam drogę, ale skąd miałby przyjść?

Na plaży jakiś surfer przygotowuje się do zmagań z żywiołem, wciąga obcisły kombinezon nurka, zakrywając go od stóp do głów. Zawsze zadawałem sobie pytanie, jaką przyjemność można czerpać z tego rodzaju ćwiczeń; raz w odległej młodości, próbowałem wspinaczki, i to mi wystarczy. Wszystko jasne, nie jestem człowiekiem czynu. Przez całe życie, że się tak wyrażę, pozostanę wierny biernej kontemplacji, grniczącej z niebytem. To jedyny sposób jaki znalazłem, by nie zadawać się zbytnio ze zwykłą realnością. Starałem się przeniknąć serce rzeczy, jeśli jest coś takiego, zająłem pozycję obserwatora, by spróbować uchwycić los, przeczuć drogę, perspektywę, poza tym, co dane jest nam widzieć. Lecz muszę stwierdzić, że nie mam talentu Mojżesza, morze nie otwiera się przede mną, horyzont pozostaje zawsze taki sam, nieprzenikniony, odległy i niewyrażny, podczas gdy windsurfer mknie teraz w jego stronę, dosiadając fal - życzę powodzenia! Nie czekam na cud, tylko na małą szczelinę, powód do nadziei, błysk ocalenia, punkt zwany środkiem perspektywy i ewakuacji. Trzy wymiary nie wystarczą, by objąć marzenia, moje wielkościowe myśli.

Trzyma się kurczowo mojego ramienia jak ostatniego skrawka ziemi, nim spadnie w pustkę. Wbija paznokcie, jakby chciała zostawić swoje piętno, ślad swojego przeżycia, nieusuwalny tatuaż, szczepionkę przeciwko zapomnieniu. Urzyczam jej mego ciała z braku innej pamięci i ofiaruję skórę zamiast pergaminu. Będę nosił na ciele jej osobisty podpis, ponieważ ludzkiemu sercu nie można zaufać. Długo po tym, jak rana się zamknie, pozostanie blizna, czy można to z równą pewnością powiedzieć o ranach duszy?

Potem staję przed panoramą, biorąc na świadka cały ogrom świata, mówiąc nawet kosmosowi na "ty" : Możesz powiedzieć, co ja tu, do cholery, robię?!

Po raz pirwszy mam w ręku życie jakiejś istoty, w sposób wręcz namacalny, i to życie, choćby najbardziej kruche, jest warte więcej niż cała reszta. Na tym urwisku ważę jego ciężar, oczyszczony z defektów, kładąc na drugiej szali śmierć, i nieuchronnie szala przechyla się na jego stronę.

Przez całe może życie powoli umierałem.

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen